23.12.2000
Lemaire Channel, Petermann Island: 650 10' S, 640 08' W; Vernadsky Station: 650 14' S, 640 15' W

Płyniemy przez fascynujący Lemaire Channel. To siedmiomilowej długości cieśnina, oddzielająca Półwysep Antarktyczny od Wyspy Booth. Zewsząd otacza nas jasne światło słońca. Jest cicho i bezwietrznie. W nieruchomym lustrze wody odbijają się lodowce i strome brzegi wysp, które mijamy powoli. Obraz ten zaczyna falować za rufą naszego statku. Sinusoida zmarszczek, leniwie dociera do brzegów kanału. Od czasu do czasu przepływamy przez ławice paku lodowego. Tam ślad naszego rejsu wyznacza lśniaca wstęga wody, wijąca się wśród kry za rufą Mikheev'a. Teraz już wiem dlaczego Lemaire Channel nazywany bywa żartobliwie Kodak Gap. Kamery video pracują bez przerwy, a trzask migawek aparatów fotograficznych przypomina chwilami miniaturową kanonadę. Jednak naprawdę zakłócić tę majestatyczną ciszę, potrafi tylko huk "cielących się" lodowców. Odpadaniu największych brył lodu towarzyszy grzmot porównywalny do uderzenia pioruna. A echo w Lemaire Channel potęguje wrażenie.

Rano schodzimy na brzeg Petermann Island. To tutaj Jean Charcot zimował w roku 1909. Ta wyspa jest "domem" około tysiąca par pingwinów Adeli. Gnieżdżą się tu też pingwiny białobrewe, a na odległym końcu wyspy znajduje się niewielka kolonia kormoranów niebieskookich. Na słonecznych stokach niewielkiego pagórka zauważam liczne kępki śmiałka antarktycznego - niewielkiej, wyjątkowo odpornej trawy - jednego z zaledwie dwóch gatunków roślin naczyniowych występujących w Antarktyce. Pomijając oczywiście rośliny "zawleczone" tu przez człowieka, bo to już zupełnie inna historia...

Po południu odwiedzamy Ukraińską Stację Polarną im. Wiernackiego. Baza ta należała dawniej do Wielkiej Brytanii. Nosiła wtedy imię Faraday'a. W roku 1996 stacja ta została sprzedana Ukrainie. Na "Wiernackim" spotykamy 13 osób - ekipę, która tu zimowała. Uczestnicy V Ukraińskiej Wyprawy Antarktycznej są w bazie już od blisko roku, więc niecierpliwie czekają na zmienników. Stacja ukraińska prowadzi obecnie badania botaniczne, ornitologiczne, ichtiologiczne, meteorologiczne, glacjologiczne, jonosferyczne i geomagnetyczne. Ukraińscy naukowcy kontynuują też badania warstwy ozonowej, prowadzone tu wcześniej przez Brytyjczyków.

Podobno "Wiernacki" cieszy się sławą bardzo gościnnej stacji o doskonale zaopatrzonym barze. Rzeczywiście przyjmują nas bardzo miło, a mnie chyba wyjątkowo serdecznie. Może jako Polaka, a może jako byłego uczestnika wyprawy polarnej? Zostaję indywidualnie oprowadzony po stacji. Duże wrażenie robi na mnie doskonale wyposażony gabinet lekarski. Jest tu też - jak chyba na każdej stacji polarnej - sala gimnastyczna. Tę jednak wyróżnia drobne urozmaicenie. Otóż dwie ściany oraz fragment sufitu tego pomieszczenia pokryte są sztucznymi chwytami. Zainstalowano tutaj nawet pochyły okap, imitujący przewieszkę. Chwyty są wprawdzie drewniane lecz ich ilość oraz różnorodność kształtów jest imponująca. Przypuszczam, że jest to najdalej na południe kuli ziemskiej wysunięta sztuczna ścianka wspinaczkowa. W rogu sali gimnastycznej ustawiony jest stacjonarny rower. Na ścianie przed nim - niemal na wyciągnięcie ręki - wisi duży plakat ze zdjęciem niekompletnie ubranej (ściślej: kompletnie rozebranej) dziewczyny. Syzyfowe pedałowanie w jej stronę, podczas zimowania w męskim towarzystwie, ma - zdaniem autora tego pomysłu - przynosić ulgę.

Na koniec zwiedzania stacji, jak każdy "prawdziwy turysta", zostaję zaprowadzony do sklepiku. Nad wejściem wisi dumnie napis The Southernmost Shop in Antarctica. Przypuszczam wprawdzie, że na stacjach położonych dalej na południu też są sklepiki dla turystów lecz wątpię, aby którykolwiek był tak obficie zaopatrzony. Znakomitą większość asortymentu stanowią pamiątki wykonane przez ukraińskich polarników w czasie zimowania. A ceny są tu iście antarktyczne! Udaje mi się jednak kupić dwa pamiątkowe podkoszulki po cenie niższej niż oficjalna.

Podczas tego rejsu oraz dziewięć lat temu, widziałem w sumie około dziesięciu czynnych tudzież nieczynnych stacji polarych. I - moim zdaniem - żadna z nich nie jest tak znakomicie usytuowana jak "Arctowski". Tylko tam, obok potężnych lodowców widziałem tak rozległe obszary wolne od lodu.

Uczestniczę w jednej z krótszych wycieczek antarktycznych. "Wiernacki" jest najdalej na południe wysuniętym punktem w harmonogramie naszego rejsu. Osiągnęliśmy 65,140 szerokości geograficznej. To w pierwszej chwili nie robi szczególnego wrażenia. Do południowego kręgu polarnego zabrakło jeszcze półtora stopnia. A w Europie, na tej szerokości leży szwedzka miejscowość Storuman. Trudno jednak porównywać półkulę północną z południową. Na dalekiej północy naszej półkuli nie ma wszak kontynentu, a na biegun można dotrzeć lodołamaczem.

Dotychczas odwiedziliśmy kilka wysp w Archipelagu Szetlandów Południowcyh oraz w pobliżu Półwyspu Antarktycznego. Natomiast wciąż jeszcze nie lądowaliśmy na kontynencie Antarktydy.
Następny dzień
Poprzedni dzień
Początek "Dziennika Podróży"
Strona główna